Nowe forum!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Najlepiej jest trenować niedaleko domu, dlatego moje miejsce do treningu zaczyna się od wyjścia z jaskini. Dzisiaj postanowiłam troszkę poćwiczyć swoją wytrzymałość. Spojrzałam na górę, w której znajdowałą się moja jaskinia. Była wystarczająco wysoka, że po wejściu na nią będę miała siłę aby jeszcze coś porobić. Przynajmniej taką miałam nadzieję. Rozpoczęłam wspinaczkę. Wbiłam szpony w skałę i powoli zaczęłam się wspinać w górę. Po kilku "krokach" zauważyłam, ze nawet dobrze mi to idzie, więc przyspieszyłam tempo. Pamiętałam aby nie patrzeć w dół, tak na wszelki wypadek. Starannie wybierałam miejsca, o które mogłabym zachaczyć łapę. Jedna czwarta góry już za mną. Nie byłam zmęczona, czułam jedynie lekki ucisk w tylnych kończynach. Może to kwestia braku rozgrzewki. Nie wiem. Następnym razem pomyślę o takich rzeczach. W pewnym momencie wbiłam pazury w kawałek, który się skruszył. Wystraszyłam się i myślałam, że spadnę ale odruchowo zamachałam skrzydłami i wbiłam łapę w inne miejsce. Tym razem udało mi się nie spaść. Wdrapałam się już na połowę góry. Przyspieszyłam tempo. Machając skrzydłami wchodziło mi się troszkę lepiej, ale musiałam wtedy bardzo się skupić aby nie myśleć o niczym innym. Raz się zamyśliłam - skrzydła przestały pracować i znowu prawie bym spadła. Już prawie koniec. Zatrzymałam się na sekundę ale to wystarczyło abym zjechała w dół. Na szczęście upadek tym razem mi nie zagroził, skrzydła przechylają mnie bliżej skały. Już kilka metrów, przyspieszyłam tempo i szybko pokonałam ostatni odcinek. Stałam teraz na szczycie, który był strasznie płaski. Na szczęście nie było na nim tyle niby-piasku. Rozprostowałam trochę kończyny. Zerknęłam w dół. I teraz genialne pytanie wskoczyło mi do umysłu: jak ja teraz zejdę? Spojrzałam za siebie. Góra wydawała się obniżać swój poziom. Postanowiłam w ramach treningu biec w dół. Więc ruszyłam. Na początku odczuwałam lekki skurcz kończyn - pamiątka po wspinaczce. Wkrótce jednak gnałam bez bólu. Poziom terenu drastycznie zmienił się na bardziej pionowy. Musiałam trochę zwolnić, gdyż sturlałabym się w dół. Biegłam dalej. Po jakimś czasie byłam już całkowicie na dole. Teraz tylko przebiec kawałek i będę pod jaskinią. Dzisiejszy trening został zakończony sukcesem. *(Czas treningu: 16.00-20.00)*
Miałam już wejść do jaskini, gdy poczułam głód. O nie...  Musiałam znowu udać się na poszukiwanie pożywienia. Szłam rozglądając się wokoło, gdy ktoś napadł mnie od tyłu. A dokładniej: zostałam ugryziona w ogon. Kopnęłam tego kogoś w głowę tylną łapą. Na szczęście puścił. Szybko się obróciłam i zaczęliśmy walkę. Przeciwnik był słaby, nic dziwnego, że zaatakował od tyłu. Gdy z nim skończyłam, mogłam się w końcu pożywić.

Ostatnio edytowany przez Katechi (2011-02-07 16:54:29)