Proszę tutaj składać zapisy na MG . Kolejne instrukcje nadejdą po siódmym lutym .
Offline
zatem...zgłaszam się! już kiedyś byłem GMem a że teraz nie mam za bardzo co robić z chęcią będę kierował zjedzonymi duszyczkami...albo tymi które spotkał inny los...dobra nieważne...ważne jest to żę jestem chętny ; >
Offline
Hmm fakt faktem dopiero zaczynam tu grę ale mam nadzieję że zostanę na dłużej. Więc zgłaszam się na owe stanowisko, co do doświadczenia... Hmm.. Naruto-Legends (MG Admin) Bleach-Legends (Do pewnego momentu pomagałem tworzy stronę i byłem MG) Ogólnie mam poświadczenie z wieloma innymi forami PBF, a niektórzy powinni mnie kojarzyc z Bleach Legeds.
Pamietaj jestem wymagający, każę głupotę, i wymagam logicznego myślenia.
Offline
No to się zgłaszam ;< bylem GM na TBG i modem na WOTB-ie(obydwa upadły 0_0 ) noi i ogółem tyle. Zgłaszam się żeby spróbować nie obiecuję że będę super, ale wiem kiedy się wycofać.
Offline
Ci którzy się zapisali , muszą napisać krótkiego fan-arta , bym mógł sprawdzić Waszą kreatywność w celu wymyślania przygód nowym graczom . Minimalnie niech zajmie on 1.5 strony w wordzie . Powodzenia ; )
Proszę , abyście wyrobili się do 9. lutego ; )
Offline
-O co chodzi Kapitanie?-mówię wchodząc do biura kapitana III oddziału. Miałem się tu pojawić jak najszybciej mogłem- oznaczać to może tylko jakąś cięższą misję...
-Shino nareszcie się pojawiłeś... nie będę owijał w bawełnę- poprowadzisz grupę uderzeniową w Hueco Mundo. Musicie znaleźć siedzibę Adjuchasów. Nie powinno być to trudne- według naszych zwiadowców zebrała się tam wielka liczba tych pustych. Wyruszasz jutro o świcie razem z 15 shinigami z naszego oddziału.
-Tak jest Taicho!-krzyknąłem odwracając się i wychodząc z biura.
„więc to o to chodzi...nie będzie łatwo...ciekawe co planują...po co mieliby się zbierać w jednym miejscu?! Może...planują atak...tylko co chcą zaatakować?! Seiretei? Do tego nie można dopuścić!”-myślę sobie kierując się powoli w stronę swojego domu.
***
-wszyscy są?-krzyczę wychodząc na piaski pustyni. Przede mną rozciąga się bezkresne może piasków. Gdzieniegdzie wystają badylowate drzewa a w oddali majaczy kopuła gmachu Arrancarów. Oby nie trzeba było się do nich zbliżać...
-równo piętnastu!-krzyczy jeden z niższych oficerów.
-dobrze ruszamy!- krzyczę wyrywając się sprintem przed siebie. Czuję skupisko jakieś skupisko reiatsu ale nie wiem skąd ono pochodzi...jakby...ze wszystkich stron...”obserwują nas? Chyba raczej nie...może...”
-Są pod nami!-krzyczę wyskakując w powietrze i uderzając mieczem w piasek próbuję sprawdzić co się tam kryje. Nie przebiję się przez to pomimo że mój oddział pomaga mi to zrobić. Tego piachu jest za dużo...trzeba znaleźć wejście...
-dobra panowie to nie ma sensu...musimy znaleźć wejście...ma ktoś jakiś pomysł?-mówię chowając swoją katanę.
-nic nie widać...tylko piasek i skały...-mówi któryś z shinigami
-skały...co jest w skałach?-mówię uśmiechając się pod nosem.
-yyy...jaskinie?-odpowiada niepewnie
-brawo otóż to!-krzyczę ruszając pędem w stronę tych skał o których mówił. Nie były to jakieś kamyki tylko naprawdę potężna góra...”jak mogłem tego nie zauważyć...może to jest pułapka?Co z tego...i tak idziemy w paszczę lwa!”-myślę biegnąc przed siebie. W jednej jaskini coś błysnęło...wyglądało to na...oczy.”czyli jesteśmy na dobrej drodze. Nie wiem czy ukrywają swoje reiatsu ale nic nie czuję...-myślę i obracam się sprawdzić czy moi ludzie biegną za mną. Ledwo nadążają...ale jesteśmy już blisko. Wyciągam katanę i wskakuję do jaskini w której zauważyłem odblask. Za mną posuwają się oficerowie i inni. Widać że są zmęczeni...”niby nie przebiegliśmy dużej odległości a jednak zajęło nam to dużo czasu...to nie jest normalne...”- myślę sobie stojąc w ciemnej jaskini. Nagle z cienia słychać potworny ryk i wyskakuje na mnie hipopotamo-podobny hollow. Jest tak słaby że nie czuję jego energii. Jednym ciosem rozpoławiam mu głowę i czekając na resztę próbuję wyczuć wroga.
-Dlaczego tak gnasz?!-już od wejścia krzyczy na mnie jeden z shinigamich
-tak też na ciebie czekałem...5 minut odpoczynku i ruszamy dalej!-siadam pod ścianą jaskini i nadal przeczesuję otoczenie w poszukiwaniu energii. „są!”-krzyczę w myślach podnosząc się.
-nie ma czasu musimy ruszać!-krzyczę do reszty drużyny i biegnę wgłąb jaskini. Delikatnie schodzi w dół,gdzieniegdzie zakręcając to w prawo to w lewo. „ minęło parę minut a czuję się jakbym biegł godzinę... ta pustynia jest dziwna...-myślę zwalniając. Przede mną rozciąga się wielka,mocno oświetlona komnata wypełniona hollowami. „mamy ich!”-nie mogę powstrzymać się od wybuchu euforii w myślach. Jest ich tutaj piekielnie dużo-z tego co odczuwam w sali znajduje się 150 adjuchasów.
-ludzie mamy ich!-szepczę do swojej drużyny kryjąc się za murkiem-musimy wziąć ich z zaskoczenia...-dodaję jeszcze - jebać to! Ataaaak!-krzyczę zrywając się na wrogów. Widocznie nic nie zauważyli bo kiedy usłyszeli mój krzyk stanęli jak wryci. Przebijałem się przez ich szeregi tnąc wszystkich bezlitośnie. Wytłukłem już 20 zanim reszta mojej drużyny zdecydowała ruszyć dupska i mi pomóc. Hollowy także zdecydowały stanąć do walki. Często dostawałem od tej gęstwiny-to z ogona to z ręki. Moje ciało było już dość mocno pocięte jednak ja wybijam ich jak tylko się da nie zwracając uwagi na ból. Nagle coś przygważdża mnie do ziemi-nie była to ręka czy coś ale wielka naprawdę potężna energia...czyli mają przywódcę...Z trudem podnoszę się z ziemi i szukam posiadacza tego reiatsu- siedzi na tronie na samym końcu sali. Używam shunpo żeby się do niego zbliżyć. Wygląda prawie jak człowiek...jego maska jest czerwono-czarna. Przypomina człowieczą twarz tylko ogromne zębiska i dwa białe rogi skierowane prosto przed niego psują ten efekt. Dotychczas nie zwracałem uwagi na wygląd hollowów uczestniczących w rzezi jednak teraz stało się inaczej-jego wygląd mnie zachwycił...czułem że będzie godnym przeciwnikiem.
-jak się zwiesz adjuchasie?!-krzyczę do niego gotowy na starcie
-nie twa sprawa nędzny robaku!
-zatem znaj imię tego który cię zniszczy...jestem Shino!-odpowiadam mu robiąc kolejny krok-za chwilę poznasz moje ostrze! Wywołaj dla mnie piekło,Hoteri!-bez ceregieli uwalniam swojego zanpakutou. W tak małym pomieszczeniu zabicie wroga nie sprawi mi problemów jednak ja chcę się pobawić...chcę go zmęczyć i powoli zabijać najlepiej odrywając po kolei kończyny. Zrywam się z mieczem uniesionym w górę od razu zadając potężny cios. Adjuchas podniósł się z siedzenia i wystawił rękę by zablokować cios. Z nadgarstka wystawał mu metrowy szpikulec. Wcześniej go nie zauważyłem jednak mógł dopiero wyrosnąć. Mój wróg jest dwa razy większy ode mnie jednak nie jest tak szybki jak ja co nadrabiał siłą. Zasypuję go gradem ciosów to z miecza to z topora muskając go płomieniami z ich ostrzy. Adjuchas nadal zachowuje spokój i powoli odbija moje ataki nie zważając na coraz częstsze rozcięcia swojej twardej skóry. Za pomocą Shunpo znajduję się za nim tuż pod ścianą zimną i twardą jakby wykonano ją z marmuru. Jednak skała ta jest całkowicie czarna. Teraz zapoznaję się z polem walki...Pod sufitem zwieszają się wielkie,żelazne świeczniki. Ściany wykonane są z tego samego kamienia co ta przy której stoję. Na drugim końcu sali wrze walka. Adjuchasowie dostają niezły wycisk jednak widzę ciała shinigami. Nie mogę dopuścić do większych strat. Ponownie używam Shunpo żeby znaleźć się w połowie sali. Wbijam topór w ziemię używając jednej z zabójczych technik mojego zanpakutou. Adjuchasowie podpaleni krzyczą rozbiegając się i usiłując zgasić płomienie. Niektórzy wpadali do szczelin powstałych w wyniku mojego działania. Shinigami widząc co się szykują cofnęli się poza zasięg działania mojego ataku. Druga połowa sali- ta w której stał tron-została nietknięta. Ludzie z mojego oddziału stali w przejściu i obserwowali jak ścieram się z wrogiem. Adjuchas był naprawdę potężny jednak przez użycie shi-kai nasze siły się wyrównały. Ja jestem już lekko ranny i zmęczony przebijaniem się – on za to wypoczęty i cały zdrowy. Adjuchas ani myśli się powstrzymywać. Napiera na mnie z całych sił przez co muszę uskakiwać.
-wiesz...znudziła mi się już ta zabawa-mówię stając 3 metry przed nim. Wykonuję zamach mieczem krzycząc:-fenikkusu no tsubasa!-z ostrza mojego miecza wyleciał płomień przecinając mojego wroga na dwie połowy. Nie miał czasu na reakcję.
-Ludzie koniec misji!-krzyczę do swoich ludzi-ilu zginęło?
-tylko trzech...na szczęście...-odpowiada jeden z shinigamich. Zabraliśmy ciała naszych przyjaciół i ruszyliśmy do Seiretei.
***
misja została wykonana poprawnie...po przybyciu każdy z nas oddalił się do swojego domu.
Offline
Bardzo ciekawe . W sumie ... Nie dziwię się ; )
Gratuluję , zostajesz MG ; )
Możesz prowadzić fabułę , na razie max . 3 osobom . Isamu nie ma nikogo to akurat będziesz miał co robić ; )
Offline
Ja rezygnuje z kandydatury. Why? Bo mam rozwalonego kompa i masę nauki, przez to teraz mało będę w ogóle siedział na kompie a jeszcze mam inne rzeczy do roboty na kompie, więc nie będę wstanie nikogo dobrze prowadzić.
Offline
Rozumiem . Dziękuję , że przemyślałeś to dobrze
Offline
Światło słońca powoli zaczęło pojawiać się nad lasem, zaś noc przestała ukrywać swoje żniwo. Zawsze myślano że dzień, słońce oraz światło to dobre znaki symbolizujące spokój, ciszę, oraz dobro. Lecz to co teraz ujawniły lepiej powinny zostać zasłonięte przez widmo nocy. Słońce dalej wschodziło lepiej oświetlając teren, ten jakże to jeszcze wczoraj piękny teren dziś pobojowisko. Nie było słychać odgłosu zwierząt, nawet sam wiatr ucichł. Tak jak by to nawet on nie chciał tego wszystkiego oglądać. Walka dalej trwała i nic nie wskazywało na to, żeby niedługo się miała skończyć. Ziemia była posłana wieloma ciałami, a strumień płynący opodal zmienił swoją barwę z błękitnej na czerwoną. Obraz prosto z horroru, ale to przecież nie żaden film ale szczera prawda, to co się tu dzieje, dzieje się naprawdę. Każdy z bogów śmierci stojących, na ziemi lub w powietrzu, tak to sobie tłumaczył. Widok każdemu odbił by piętno w psychice, nie był on przeznaczony dla ludzi, możliwe że nawet piekło nie ośmieliło by się pokazywać takiej scenografii. Z góry było widać najlepiej cały obraz jeden z Arracarnów stał uśmiechnięty w powietrzu, śmiał się z ludzi umierających w agonii, śmiał się z tych którzy ich opłakiwali, nawet ze swoich przegrywających kompanów. Wydawał się myśleć iż jest lepszy niepokonany, ale to chyba normalne w ich przypadku. Widok, ubranej na biało postaci śmiejącej się ze wszystkich, majestatycznie stojącej w powietrzu, rozszerzał strach. Wyglądał jak diabeł, jego zachowanie też na to wskazywało, osoba bez zahamowań, bez szacunku do życia, oraz niczego innego. Uwielbiająca zabijać, nie mająca żadnych uczuć. Lecz w pewnym momencie coś się stało na polu walki pojawiła się nowa osoba, odziana w białe kapitańskie haori. Stanęła na przeciw "diabła". Bez strachu, lecz ze łzami w oczach, powoli mówiąc:
- Przepraszam spóźniłem się.- łzy spływały mu po policzku - tylu z was musiało polec.
W koło dalej rozbrzmiewała walka stukot, mieczy uderzających o jakże to odporną skórę Arracarnów, dźwięk zderzających się ze sobą mieczy, oraz krzyki pustych. Nadal w oddali można było słyszeć krzyki ludzi umierających w agonii, lub po prostu uciekających. Cała sytuacja i widok powodowały nerwicę i problemy psychiczne. Wielu z nich było zaledwie nowicjuszami, a już musieli doświadczyć tego chaosu, oraz bestialstwa. Ale to nie było teraz ważne wszystko miało się rozegrać gdzie indziej ktoś inny miał decydować, o powodzeniu tej misji. Młody kapitan stojący na przeciw, tego przerażającego Arracarna. Zmierzył go wzrokiem po czym powoli zaczął mówić:
- Nazywam się Sawada Tsunayoshi - powiedział to pewnie nie puszczając wzroku z potwora.
- A co mnie to obchodzi knypku - odpowiedział jego oponent.
- Powinno się znać imię osoby która cię zabiję
- A więc to tak, wydaje ci się młodziku że uda ci się mnie pokonać? - na jego twarzy pojawił się uśmiech, a z jego ust wydobywał się okropny śmiech. - A więc dobrze! - Nazywam się Squalo Aroniere!
Po tych słowach wszystko miało się zacząć, walka została zaczęta przez Squalo. Rzucił się on bez opamiętania jak to rekin na swoją ofiarę. Tsuna zaś bez problemu unikał tych ataków, ale nie kontratakował. Czekał na dalszy rozwój wydarzeń, nie rwał się do ataku najpierw chciał zobaczyć co się stanie, na co stać przeciwnika, po chwili zaczął atakować z uśmiechem na twarzy. Arracarn był spychany do tyłu, na jego twarzy można było zobaczyć zdenerwowania. Odskoczył na chwile do tyłu po czym szybkim ruchem wyjął miecz z pochwy.
- To twój koniec robaczku! - Krzyknął - Morski Diabeł!! Żarłacz!! - wykrzyczał.
W koło niego zaczęła pojawiać się woda, otaczała całą jego osobę. Lecz tak szybko jak się pokazała, tak samo szybko zniknęła okazując prawdziwą formę. Postać miała głowę rekina, oraz płetwę zamiast nóg. Tsuna cofnął się o krok po czym mocno trzymając w ręku miecz zaczął wymawiać słowa.
- Przynieś ukojenie mej duszy..... Ariel! - nie miał uśmiechu na twarzy, nie lubił uwalniać miecza, powodował on zmianę jego osobowości, uwalniał jego ukryte ja, mógł je kontrolować, ale zazwyczaj po uwolnieniu tego nie robił.
Shinigami patrzył się na przeciwnika po czym zniknął. Arracarn czół jak coś przeszywa jego ciało, po chwili Tsuna znów się pokazał a potwór oglądał swoje ciało. Miał wiele zadrapań, Nie głębokich, dość dziwnie to wyglądało ale potwór zaczął w tym momencie mówić.
- I ty myślisz że mnie czymś takim pokonasz?
Chciał zrobić krok do przodu ale nie mógł się poruszyć, a jego ciało szybko runęło na ziemię. Sawada wolno zaczął się zbliżać do przeciwnika, tak jak by dawał mu czas na zastanowienie się nad sobą. Wyglądał jak prawdziwa Śmierć. Squala poczuł, strach, chyba pierwszy raz w jego życiu, poczuł coś tak przerażającego i tak niepewnego. Nie chciał umierać, a jak by już musiał chciał żeby to nastąpiło szybko. Świadomość swojej przegranej, swojego niepowodzenia i śmierci przerażała go. Najgorsze było to że musiał czekać, na swój koniec. Musiał czekać i o tym myśleć, na jego warzy pojawił się pot i łzy. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł był cały sparaliżowany, w tym momencie stanęła nad nim śmierć. Przez tą krótką chwile wyidealizował Tsuna tak jak by był on prawdziwym bogiem.
- Przynieś ukojenie swej duszy - powiedział cicho i ze smutkiem w głosie.
Ledwo zdążył wbic kosę w oponenta, a w powietrzu pojawiła się ogromna garganta....
CDN
(mam nadzieje że tyle wystarczy)
Ostatnio edytowany przez Sawada (2011-02-06 15:07:05)
Pamietaj jestem wymagający, każę głupotę, i wymagam logicznego myślenia.
Offline
Sawada- błędów nie było,ładnie opisane...
czyli jesteś przyjęty
Offline
Ponieważ Jizoku pisał że jest mało MG to się zgłaszam ponownie, bo na tę chwilę mam mniej nauki i kom lepiej działa.
Mój FA- http://www.bleach-tales.pun.pl/viewtopic.php?id=148
Offline
Rezygnuję, nie nadaję się na GM i nie mam chęci to bycia nim.
Offline
Sorki ale muszę zawiesic swoją działalnośc nie mam narazie czasu i przez najbliższy tydzien także nie będę odpisywał
Pamietaj jestem wymagający, każę głupotę, i wymagam logicznego myślenia.
Offline
Nie ma sprawy , zastąpię Cię ; >
Offline